Skromne śniadanie w hotelowym barze, kilka minut stresu przy wyjeździe przez wąską bramę (dopiero złożenie lusterek wyzwoliło nasz samochód z parkingu na podwórzu) i wreszcie poranne słońce pozwoliło nam na ciekawszy wariant trasy. Objeżdżając rozkopany Berlin zboczyliśmy do Poczdamu. Park i pałac Sanssouci sprawiają wrażenie jakby nie z tego świata. Po ciężkim i sztywnym Berlinie okazało się, że Niemcy potrafią także zrobić coś finezyjnego i uroczego. Jako miejsce do odpoczynku po trudach cesarskiego rządzenia Fryderyk II Wielki nie mógł wybrać lepiej. Mały pałacyk, położony na wzgórzu, widok na parkowe alejki, kilka altan dają niezaprzeczalne wrażenie spokoju i rokokowego wyrafinowania. Nie zwiedzaliśmy pałacu ograniczeni harmonogramem wycieczki, ale i tak przeszło dwie godziny spaceru po parku były dużą dawką piękna i zieleni. Setki zrobionych wspólnie zdjęć pokazują nie tylko pocztówkowe ujęcia zabytkowego terenu, ale także namierzone ciekawostki z życia parku (na przykład kot bawiący się złapaną myszą, puszczający ją, a potem chwytający znowu. Koniec okazał się prozaiczny - mysz była jednak pożywieniem). Z pewnym niedosytem, ale i ciekawością dalszych wrażeń ruszyliśmy dalej.