W dalszą drogę piękną 95-tką prowadziła nas coraz lepsza pogoda. Słońce przebiło ciemne warstwy chmur i oświetlało piękne krajobrazy leśnych jezior i skalnych rumowisk. Pojawiły się pierwsze wzgórza, będące zapowiedzią gór stanowiących granicę Szwecji i Norwegii. Nagle, wśród coraz niższych świerków i powyginanych sosen, zobaczyliśmy pasące się stado reniferów. Przygotowani przez lekturę przewodników, nie zdziwiliśmy się, że na szyi miały obroże, a w uszach kolczyki. Były to pasące się dziko, ale hodowlane zwierzęta, puszczane prawie wolno w lecie i dokarmiane w zimie. W ten sposób zaliczyliśmy, w oswojonej postaci, drugi symbol Laponii. Znudzone pozowaniem do dziesiątek zdjęć renifery, spokojnym truchtem, po wygodnej drodze pobiegły dalej.
Po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach coraz bardziej uroczej trasy, oświetlonej pełnym słońcem i świeżej po niedawnym deszczu, dotarliśmy do Arjeplog. Po zatankowaniu (benzyna w Szwecji jest tańsza niż w Norwegii, a była to ostatnia stacja benzynowa przed granicą – 14,11 SEK/l) poszliśmy do Muzeum Srebra (Silvermuseet i Arjeplog – http://silvermuseet.arjeplog.se/). Jest to miejsce gdzie zgromadzono przedmioty związane z życiem Saamów, ich kulturą i dziedzictwem. Kilka tematycznych wystaw, wśród których najlepiej czuła się Małgosia. Ulubiona forma skansenu i życia codziennego przedstawionego w prawie realnej postaci. Mnie zaciekawiły kolory tradycyjnych ubiorów Saamów, żywe granaty i czerwienie z elementami jaskrawej żółci i zieleni. Wszystko w świeżo rozbudowanych salach przy budynku dawnej szkoły (?). Obok kilka znanych nam już z formy chatek Saamów. Ciekawe doświadczenie. Po zwiedzaniu wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej (wśród innych wiele polskich wpisów !!!) i poszliśmy na szybki obiad. Tu niestety nie mamy czego polecać. Zwykła pizza w lokalu prowadzonym przez czarnoskórego Szweda i w drogę. Do Koła Polarnego.