Pobudka wcześnie i po zamówionym w hotelu śniadaniu, już o 8:30 ruszaliśmy w drogę. Piękna pogoda (kolejny dzień !) pozwoliła nam na realizację najdłuższego wariantu zaplanowanej trasy. Najpierw w dalszym ciągu drogą E6 przez Dovre do Sel. Cały czas w dół, co dopiero pokazało nam jak wysoko byliśmy, wzdłuż kotliny między górami dojechaliśmy do miejsca, gdzie pożegnaliśmy się z dotychczasowym szlakiem, towarzyszącym nam od koła podbiegunowego. W małej miejscowości zjechaliśmy na wąską asfaltową szosę, która nagle (po mało widocznym ostrzeżeniu) przeszła w szutrową, jeszcze węższą drogę. Na domiar wszystkiego szutrówka była w remoncie, biegła przez las, ostro i prosto w dół. Żona i córka, jeszcze delikatnie zaspane, obudziły się natychmiast, a ja doceniłem swój samochód, który po przełączeniu na tryb ręcznej zmiany biegów, wymagał właściwie tylko dobrego trzymania kierownicy. Około 10 km takiej jazdy było ciekawym wstępem do dzisiejszej trasy. Kolejne 40 km było tylko podziwianiem wysokich lasów, długich jezior w kotlinie i rysujących się w oddali zaśnieżonych gór. Po drodze mijaliśmy grupki kolarzy, szykujących się do corocznego, lokalnego wyścigu, co ze względu na coraz bardziej strome podjazdy wydawało nam się przedsięwzięciem dość ekstremalnym. Już po 10:00 dotarliśmy do Lom, gdzie z daleka witał nas piękny stavkirke (kościół słupowy). Kościoły tego typu, charakterystyczne dla Norwegii, w swojej pierwotnej formie były prawdopodobnie świątyniami wikingów, a gdy chrześcijaństwo stało się religią panującą, były budowane ku czci nowego Boga. Drewniane od ścian do dachów, wykańczane runicznymi zdobieniami i najbardziej znanymi głowami smoków na końcach kalenic, zachowały się w niezmienionym kształcie w niewielu miejscach, ale i nowe norweskie kościoły nawiązują do tej tradycji. Zobaczyliśmy więc budowlę jakby podobną do czegoś, co widzieliśmy już wcześniej i to w Polsce. Ale oczy nas nie myliły, Jeden z takich kościołów został przeniesiony w XIX w. do Karpacza i złożony od podstaw. Chodzi oczywiście o kościółek Wang mylnie traktowany przez niektórych turystów jako świątynia z dalekiego wschodu.
Obeszliśmy mający 850 lat budynek, ale do środka już nie weszliśmy. Zniechęcił nas tłumek japońskich turystów, obwieszonych aparatami i żywiołowo zachwycających się zabytkiem. Czas gonił nas dalej. W Lom zaczyna się droga 55, podobno (nie dane nam było tym razem sprawdzić) najpiękniejsza widokowa droga, z wyznaczonych w Norwegii narodowych dróg turystycznych (www.turistveg.no), Sognefjellet – droga Sognefjell.