My jechaliśmy dalej drogą 15 w kierunku na Stryn, wzdłuż górskiej, wartko mknącej rzeki Otta. Po mniej więcej pół godzinie jazdy zatrzymaliśmy się przy kampingu Dønfoss, co już z norweskiej końcówki „foss” wskazywało na jakąś formę wodospadu. I rzeczywiście nie zawiedliśmy się. Z hukiem i grzmotem rwąca rzeka, przełamująca się na wystających z turkusowej wody skałach rozbijających nurt w wodny pył, robiła rewelacyjne wrażenie. W sumie był to pierwszy widziany przez nas w Norwegii taki przełom. A i sam kamping dość ciekawie wykorzystał położenie w skalnym przełomie. Basen był po prostu niecką, oddzieloną od rzeki kamienną groblą i kąpiący mogli mieć wrażenie, że pływają w górskim strumieniu. I oczywiście wszędzie obecne trolle.