Niezbyt słoneczna, a nawet trzeba powiedzieć pochmurna pogoda nie nastrajały do planowanej wcześniej wycieczki na lodowiec. Na fiordzie pojawił się jeden z wycieczkowców. Mierzący raptem ☺ 155 metrów długości, sześciopiętrowy (nad linią wody) „Silver Cloud” od rana zajmował miejsce na idealnie płaskiej wodzie fiordu. Motorowe łodzie przewoziły chętnych pasażerów na brzeg. Postanowiliśmy i my skorzystać z możliwości podziwiania fiordu od strony wody i zrealizować planowaną wycieczkę promem z Gudvangen przez Aurland do Flåm. Po 11:00 przez otwarty dziób, zaokrętowaliśmy na prom ”Gudvangen” miejscowego przewoźnika ”Fjord1” (http://www.fjord1.no/ – 490 NOK za dwie osoby dorosłe i do dwójki dzieci – bilet rodzinny) pływający regularnie po tej trasie. Ponad dwugodzinna podróż pośród stromych zboczy, ponad 1500 metrowych gór, po wąskim fiordzie stanowi jeden z etapów turystycznej trasy nazwanej ”Norway in nutshell”.
Mimo niezbyt wysokiej temperatury większość turystów, wśród których wycieczki Japończyków, Rosjan i prawdopodobnie innych nierozpoznanych nacji, ale i Polacy, została na górnym pokładzie. Dość ostry wiatr nie przeszkadzał fotoamatorom (wśród których i nasza trójka) w cykaniu dziesiątek i setek zdjęć nieporadnie oddających niesamowitą aurę jednego z najpiękniejszych fiordów – Nærøyfjord. Minęliśmy „nasz” czerwony domek, który od strony wody wyglądał jeszcze bardziej fascynująco, przyczepiony do zbocza pod wysoką na przeszło 300 metrów pionową, skalną ścianą. Rejs promem lub statkiem nie jest jedynym sposobem na podziwianie fiordu od strony wody. Duża grupa kajakarzy, których kajaki, maleńkie wobec naszego promu ginęły wprost na tle majestatycznych stromizn, zostawiały na powierzchni wody jedynie kreski mikro kilwaterów. Prom podpłynął do mijanej na brzegu wsi Bakka, z charakterystycznym maleńkim, białym kościółkiem. Płynęliśmy dalej napotykając rzadki na tych wodach jacht pod żaglami. Wiele nitek wodospadów spływających po 500 metrowych zboczach urozmaicało surowy wygląd skalnych urwisk. Kolejny przystanek to przysiółek Styvi, do którego nie ma innego dojazdu, jak tylko od strony wody. Tu pożegnaliśmy kilkoro turystów, których celem była piesza wędrówka z powrotem do Gudvangen. Zaraz po drugiej stronie fiordu następny pomost, ale statek nie przycumował do niego. Jedynie na końcu długiego bosaka trzymanego przez marynarza pojawiło się duże pudło, które zostało zręcznie postawione na deskach. Okazało się, że była to przesyłka dla jednego mieszkańców Dyrdal lub dalej w głębi leżącego Hjølmo, a prom służy jako jedyny środek transportu dla ludzi, poczty i innych towarów. Woda zaczęła się marszczyć, a my na naszym statku dopłynęliśmy do końca Nærøyfjord. Przylądek pomiędzy fiordami był też końcem wyprawy grupy kajakarzy, którzy wyciągnąwszy kajaki na wysoki brzeg, odpoczywali przed drogą powrotną. Zaczął się Aurlandsfjord, a na jego brzegu przywitało nas Undredal, słynące z hodowli owiec. To tłumaczyło, skąd na urwistych i prawie bez roślinnych zboczach pojawiły się stada wylegujących i pasących się (?!!!) białych, brązowych i czarnych owiec i kóz. W oddali, na kolejnym zboczu można było spostrzec powiększające się kolorowe domki Aurlandsvangen. Tu znowu wracaliśmy do cywilizacji. Na brzegu stały świeżo wybudowane pensjonaty, a po przyczepionej do stoku drodze jeździły samochody i ciężarówki. Po krótkim postoju w porcie kapitan skierował dziób promu do Flåm.