Bez pośpiechu, ale i bez zbędnego ociągania się wstaliśmy ok. 9:00 i po ostatnim hotelowym śniadaniu w czasie naszej wyprawy, już o 10:30 opuszczaliśmy Rzepin. Kilkanaście minut spędzone na przejeździe kolejowym, stanowiły epilog naszych sesji fotograficznych. Ostatnie ujęcia zrobiła Małgosia uwieczniając przydrożne stoiska z plastikowymi i ceramicznymi krasnalami oraz innymi ogrodowymi „ozdobami”, będącymi jeszcze cały czas eksportowym hitem przy granicy niemieckiej. 250 kilometrów po całkiem dobrej autostradzie, mijamy przedmieścia Łodzi i od Rawy Mazowieckiej trasą „katowicką” to dość znana trasa, którą dotarliśmy do domu. Warszawa przywitała nas wspaniałą pogodą, jakby potwierdzając, że ta wyprawa miała być właśnie pogodna. Zanotowałem, że o godzinie 17:00 zamknęliśmy już całkiem naszą wielką pętlę, otwierając pilotem bramę garażową i wnosząc bagaże na drugie piętro. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – znane, ale prawdziwe. Zwłaszcza dla takich nie do końca wprawnych podróżników, którzy lubią mieć swoje kąty i chodzić po znanych ścieżkach.
Choć mnie przeszła myśl, że warto byłoby tam jeszcze wrócić. Może w zimie na przylądek Północny, że by zobaczyć zorzę polarną …
… na razie myśl przyszła i zaraz poszła. Na razie ☺.